2003/08 - Medytacje

attention open in a new window ImprimerE-mail

CIENIE.
I

 

Klada sie lagodnie, skromnie nawet
Nie boja sie niczego
Zadna rzecz na horyzoncie widniejaca
pod swiatlem za chodzacego slonca
Nie jest dla nich nie do zdobycia.

 

Cienie, niech choc kilka z nich wymienie
Te male z krzewow, te wieksze z roznych masci
Zwierzat i ludzi stworzon
Te wieksze z zabudowan i te wysokie z drzew okazalych
Ktorym tylko wieza koscielna  albo telewizyjno-radiowa dorownac moze.

 

Cienie ida spokojnie
Nosy im sie wydluzaja jakby za kare ze klamia
A oczym cienie maja klamac jesli nie tylko o kolorach.

 

Ale tak na prawde, to one wcale o kolorach nie klamia.
Lecz o nich tylko wtrwale milcza.
Wytrwale i skutecznie
I dla nas pewnie i bezpiecznie.
Bo cienia z innym kolorem niz czarnym,
Nikt nigdy pomylic nie moze.

 

Cienie klada sie i tu i tam i wszedzie im dobrze
A im slonce nizej tym im rozlozysciej po ziemi
sie powodzi

 

Cienie one takie, jakby kominiarz dal na zapowiedzi na dobranoc
Spokojnej nocy jak pogodnej starosci
Bo kiedy ta noc juz na prawde nad ziemia zapanuje

 

Dzieki nim i dzieki jeszcze innym  swlatlom  cienie w nocy tez przetrwaja.  

 

CIENIE
II

 

Wszedzie im dobrze i przytulnie
Do kazdej bruzdy  sie w tula
I nawet do szorstkich sciernisk mile sie sciela

 

I tam sie polozy i tam sie zamuli
A czasu ma kazdy z nich nie wiele
Bo do czasu tylko pewnego
Sa zywe prawdziwe jedyne

 

Do czasu gdy slonce zachodzace
W zmowie ze szczerbatym horyzontem
W polapke je skutecznie wpedza

 

Do poki kazdy z tych cieni sam sobie
Wlasnym zyciem oddycha jest on
Nie zalezny, samoistny i zdawaloby sie nawet
Samodzielny, a przeciez nie dzeli sie lecz laczy
Czas mu sie konczy, czas samostanowienia
O sobie czas sie konczy bo cienie

 

Tak sie rozrastaja tak sa lakome nowych przestrzeni
Na ktorych sie polozyc, zalec by sie im  chcialo
I ciagle im tego za malo tak sa lakomczywe

 

Tak zajete ich wlasnym dobrobytem rozwojem
Ze w pewnym momencie jedne dla drogich
Staja sie powojem lacza sie ze soba placza i mieszaja

 

Ze z gor satelitarnych kamer i w krotce z gwiezdnych ich oczu
Z coraz wiekszym trudem je rozrozniaja
Uwiklane same w sobie same dla siebie
Staja sie problemami i bez cienia watpliwosci
Nic juz ich nie zdola oddzielic

 

Rozmazane wnocnym cieniowym niebycie
Sa ukryte zastraszone i jakby czuly sie nie swojo
Zimna rosa drza pokryte
Wschodu slonca dnia nastepnego
Przez ciemna chwile sie boja.

 

CIENIE
III

 

Cienie cieniste jak palce palczaste
Chusty wrzesiste i gory kudlaczne
Wilkolaki nie nasycone krew szara
Sklepiona po niewiernej ziemi brocza

 

Cienie cieniste o los swoj zawisle
Walcza zawziecie i coraz wiecej
Pola do dzialania do popisu do zdobcia
Wciaz i wciaz sie do magaja

 

Cienie cierniste jak losy wieczyste
Co wieczor przy bezchmurnym niebie
Wystawiaja sie na posmiewisko
Cienie cierniste brudne falszywe i nie czyste

 

Jak hieny kraza wokol krazka ziemi
Na grobach nie dojrzalych marzen
Poza ulga juz innych nie doznaja skarzen
Noc z ziemia dla gwiazd je zeni

 

CIENIE
IV

 

Cienie maja uszy cienie maja nosa
Cienie maja oczy i tego co w nich sie zauroczy
Cienie maja rece cienie maja nogi

 

Cienie maja przyszlosc od niechcenia
Cienie maja przyszlosc do przyszlego cienia
Tam gdzie jest swiatlo tam sa cienie
Moje oczy wpatrzone w wyszczerbiona ziemie.